
O dziwnym eksperymencie, nieoczekiwanych rezultatach i wstydliwych skutkach
-
Moim pierwszym młynkiem był Fred. Właściwie nadal nim jest, bo choć Casa zamówiona to na ten moment trzeba na nią czekać kilka miesięcy. Ale wracając do Freda… Fred, w telegraficznym skrócie, nazwany został dobrym młynkiem przez moich znajomych. Szczęśliwców częstuję kawą, ale nie widzą wszystkiego. Fred ma swoje mankamenty. Zagłuszającą rozmowy głośność, ale co gorsza, jak wiele młynków OD, cierpi na chorobę wysokiej retencji. Początkujący barista nie wie gdzie patrzeć, nie wie, że ta kawa która mu właśnie nie wyszła nie była tym razem jego błędem.
To gruz spadł z dozownika.
Kiedy ów barista ostatecznie naczyta się o retencji i istotności dozy, akceptowalnym marginesie 0.1g, zmienia nawyki. Kupuje wagę, bo jednak timer w młynku jest przydatny jak tempomat w miejskim samochodzie. Później okazuje się, że ciężko jest utrzymać kolbę na wadze, wiec dokupuję pojemnik do dozowania. Jak się wkrótce okazuje, ot kolejny element do którego cząsteczki kawy lgną jak kocie futro do świeżo wypranych ubrań. Zawsze pod górkę…
W końcu zdegustowany tą retencją Freda i uciążliwościami z odmierzaniem dozy zdecydowałem się na mały eksperyment.
A gdyby tak z młynka OD zrobić SD?
Fatalny pomysł! powie doświadczony barista. Przecież jeśli hopper nie jest zasypany do grzybka to wydarzy się tragedia – popcorning. Espresso nie wyjdzie! A przynajmniej nie powtarzalne. To się nie może udać.
A może jednak?
W najgorszym przypadku stracę trochę ziaren i cierpliwość. W najlepszym, udowodnię wszystkim, że są w błędzie i będę miał swoje 5 min. w internetach. Dla chwili spokoju od retencji i błogiego odważania dozy co do ziarenka – warto. Choćby spróbować.
Nieoczekiwany rezultat
Oszczędzając wam barwnego opisu z odmierzania ziarenek, przejdźmy do efektów. Espresso wyszło takie samo. Tego dnia, następnego, jeszcze przez kolejny miesiąc, a może nawet dłużej. Było dobre. Było takie, jak wcześniej. Było powtarzalne.
Szkopuł w tym, że równocześnie zacząłem stosować WDT.
Faza nieświadomości
O tym zbiegu okoliczności ze stosowniem WDT uświadomiłem sobie w momencie pisania tej całej historyjki. W tamtym czasie robiłem jeszcze jedną głupią rzecz. Po rozbiciu grudek w portafiltrze wyrównywałem dozę dystrybutorem OCD, a właściwie nie OCD, tylko takim samym, ale Lelita/Mota. Ostatecznie poszedł w odstawkę, ale trochę później. Wygoda w odmierzaniu dozy sprawiła, że się przyzwyczaiłem i z eksperymentu tryb SD w Fredzie stał się codziennością.
Do czasu.
Kłopoty w raju
Przez długi czas kupowałem tylko kilka różnych ziaren, wszystkie ciemno palone. Zachciało mi się czegoś więcej. Przez dłuższy czas próbowałem sporo innych. Czasami wychodziły, czasami nie. To były czasy, kiedy w użyciu była u mnie Mara – HX od Lelita. Mara jest wyposażona w PID, ale brak jej dokładnej kontroli temperatury. Są jakieś 3 ogólne tryby, ale przy robieniu espresso po spienieniu mleka to trochę loteria. Nie zrozumcie mnie źle, Mara to świetny ekspres, a mi brakowało cierpliwości na studzenie, bo lubimy z żoną wypić kawę razem – ona cappuccino, ja espresso. Ciężko było o dobrą temperaturę parzenia i samego napoju. Miejsce Mary zajęła w końcu Bianca, z obietnicą dużo lepszej kontroli temperatury i przy okazji kontrolą przepływu.
Kiedy już wyeliminowałem zmienną w postaci temperatury, okazało się, że ziarna niegdyś przeze mnie uwielbiane, jakby się popsuły. Nie smakowały mi już tak, jak kiedyś. Po pewnym czasie rozgoryczenie sięgnęło zenitu. Powiedziałem dość, zmieniłem palarnię. Pierwsza paczka z nowego miejsca była wybawieniem, przywróciła nadzieję. Wręcz przeszła najśmielsze oczekiwania, bo espresso wychodziło dużo smaczniejsze niż jakiekolwiek wcześniej zrobiłem. Dzień w dzień.
Weryfikacja
Utwierdzony w przekonaniu, że to nie moje umiejętności były problemem, tylko ziarno, podzieliłem się z wami w innym wątku opinią od poprzedniej ulubionej palarni. @pawel890 zainteresował się tematem i zaoferował, że sam sprawdzi. Wyszło mu bardzo smaczne, a ja zalałem, się wstydem. Zgłupiałem całkowicie. Przecież tamto ziarno nie wychodziło, a nowe, podobnie palone nie sprawiało najmniejszych problemów. Było też dużo bardziej aromatyczne w zapachu. Problemy, jakie były dość wyraźne w koszyku to spore kanały. Oczywiście namiętnie zmieniałem nastawy młyna, żeby wykluczyć zbyt drobny przemiał, ale wtedy czas ekstrakcji wynosił ledwo kilkanaście sekund. Za krótko!
Olśnienie
W końcu dotarło do mnie coś oczywistego. Przecież Fred nie jest stworzony do takiego trybu użytkowania, może jednak tu jest problem. Zasypałem cały hopper, nie zmieniałem dozy, ani ustawień młyna, zrobiłem szota. Cud. Dużo lepszy w smaku, w koszyku ani śladu po kanałach. I tak za każdym razem od tamtej pory.
Co poszło nie tak?
Ciekawe w tej historii jest to, że przy pierwszej zmianie z pełnego zasypu na pojedynczą dozę, przez jakiś czas kawa wychodziła taka samą. Czy WDT mogło mieć na to wpływ? Zapewne. Podejrzewam jednak, że konkretne ziarna mogły być też łaskawsze. Może trochę przypadku? Kto wie!
Robiłem jednak testy jakości przemiału w obu trybach i na oko nie było widać różnicy. W Grind Size też wychodziło podobnie, ale nie jestem przekonany do precyzji pomiarów, bo wiele zależy od kalibracji na zasadzie doboru kontrastu.
Wniosek z tego taki, że nie wszystko jest jakie może się wydawać na pierwszy rzut oka. Choć wydawało się, że uda się obejść system i użyć Freda jako młynek SD, nie był to dobry pomysł, który kosztował mnie sporo wypitej niesmacznej kawy.
Ku przestrodze
-
Każdy przechodził jakąś drogę, gdzie popełniał głupie błędy, temat na pewno bardzo ciekawy dla nowych osób, które zaczynają przygodę z espresso, aby uniknąć ich na wstępie. Czasem jak patrzę ile jest ciekawych poradników w internecie, to ciężko uwierzyć, że ludzie wciąż popełniają te same błędy, chociaż jak sięgnę pamięcią to sam na początku też zbagatelizowałem kwestie młynka i w swojej przygodzie, przeszedłem od słabego młynka Graef, potem Eureka Specialita OD to już było coś, ale z racji, że świeżość kawy jest dla mnie najważniejsza skończyłem na Eureka Single Dose.
Odnośnie wniosków, sam używałem przez pewien okres Eureka Specialita jako młynka SD i nie widziałem większych problemów, natomiast wymieniłem go na dedykowany SD, gdy pojawiła się fajna oferta. Samo zjawisko popcorningu to przecież stały element nawet w młynkach SD, więc tutaj chyba nowy mit.
Fakt, że nagle wprowadziłeś WDT mogło mieć tutaj największe znaczenie, ten proces chyba w największym stopniu jest w stanie przykryć błędy przemiału lub zbrylania kawy. Niż sama zmiana OD i SD.
Czy ja dobrze rozumiem, że po zmianie Mary na Biance i zastosowaniu WDT, te same ziarna kawy przestały mniej smakować? Generalnie to mnie najbardziej zaciekawiło w tym całym wątku, bo z moich testów, które powstały spontanicznie, to kawa wyszła super i szczerze mówiąc, pewnie kupię ją w przyszłości
natomiast, tutaj zaczyna się ciekawie, ponieważ, nakierowałem Ciebie, że te ziarna wymagały niskiej temperatury w granicy 86C, natomiast, Mara która cechuje się niestabilną temperatura dawała lepszą kawę, niż Bianca? Bardzo mnie tu ciekawi, co tutaj zaszło.
Natomiast do samego wniosku, że zmiana Freda z OD na SD było głównym powodem problemów z espresso, poddaje w wątpliwość
-
Powiem szczerze, że nadal zastanawiam się co miało największy wpływ. Eksperyment wymknął się spod kontroli i używałem tak młyna przez kilka miesięcy, w ciągu których zmieniło się wiele innych rzeczy - wprowadzenie WDT, rezygnacja z OCD, wprowadzenie RDT przy mieleniu w trybie SD, zmiana Mary na Biankę i próby parzenia na różnych ustawieniach.
Ten ostatni element jest o tyle istotny, że o ile z Marą nie wiadomo na jakiej temperaturze ostatecznie parzyłem (przez brak cooling flushy). Było to coś poza moją kontrolą.
W Biance ustawiam temperature sam. Inaczej wygląda też preinfuzja, którą teraz muszę kontrolować sam. Dorzucić można jeszcze zmienną w postaci przepływu, ale początkowo go nie ruszałem, żeby poduczyć się reszty.
Bianka, sama w sobie nie jest przyczyną, to barista
W Biance jest po prostu więcej zmiennych. Po 200 kawach z Bianki, nadal się jej uczę.
Co do temperatury, za twoją radą ustawiłem 85°C, ale nie zauważyłem znaczącej różnicy, ale musiałbym kiedyś popróbować to samo ziarno, z tej samej pączki, najlepiej tego samego dnia na różnych ustawieniach. Np rano 85, po południu 90. Z nadzieją, że przemiał nie zawiedzie.
-
Używam od czasu do czasu Freda wbudowanego w Anitę. Porównując go do innych młynków uważam Freda za młynek o najlepszym value-to-price w kategorii młynków OD do espresso. Mieli na tyle wolno, że nie trzeba nawet timera.
Ma on oczywiście swoje bolączki typowe dla starszych konstrukcji, takie jak np. retencja czy dźwięk towarzyszący jego pracy. Ale biorąc pod uwagę rezultat w filiżance jestem w stanie mu go wybaczyć. Nieco żartobliwie parafrazując angielską królową: mimo wszystkich jego przywar i wad wciąż go kocham